Dzień 6 – Stepy – 291 km

PrzygotowaniaDzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5 – Dzień 6 – Dzień 7Dzień 8Dzień 9Dzień 10Dzień 11Dzień 12Dzień 13Dzień 14Dzień 15


Tego dnia wstajemy rano bardzo podekscytowani. Pierwsze odcinki offowe na Krymie. Ja przez zimę tysiące razy przejechałem je w widoku z góry (GoogleEarth) niczym w pierwszych częściach GTA i nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć je w realu. Więc szybko się pakujemy, by o 10 opuścić półwysep i skierować się do miasta Chronomorske w którym mieliśmy wjechać na stepy. Po drodze mijamy pierwszą ciekawostkę na Krymie. Otóż tu instalacja gazowa jest poprowadzona po powierzchni ziemi.

By na stepy dojechać jak najkrótszą drogą w miasteczku skręciliśmy w prawo w jakieś niewielkie osiedle. Gdy droga osiedlowa się skończyła wjechaliśmy na chodnik, potem już tylko na skróty przez śmietnik, kilka metrów ścieżką dla pieszych przez lasek i już byliśmy u bram stepów 😀

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Napowietrzna instalacja gazowa Bramy stepów


Mnie stepy urzekły od pierwszego spojrzenia i czerpałem radość z każdego metra jazdy nimi. Po paruset metrach zniknęło z lusterek miasto i od tej pory po horyzont w każdą stronę było widać tylko karłowatą roślinność i morze.

Z każdym metrem było coraz ciekawiej. Na początek zatrzymaliśmy się obok dziwnej budowli wyglądającej trochę na latarnię morską. Porobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy coraz pewniej i coraz szybciej, aż to w pewnym momencie BUMM… i leże. Droga była w delikatnym zagłębieniu i z mocno wyrobionymi koleinami. Zarzuciło mi
motocyklem i wybiło mi przednie koło poza drogę co skończyło się przewrotką. Niefart był taki, że podwinęło mi nogę która utkwiła w tylnim kole pod lewym kufrem. Gdyby nie Jarek nie dał bym rady sam się z tej sytuacji wydostać. Podnieśliśmy motocykl powoli usiadłem na brzegu drogi i zacząłem oglądać nieszczęsną nogę. Całe szczęście na kilka dni przed wyjazdem udało mi się kupić porządne turystyczne buty które uratowały moją kostkę. Trochę bolało, ale szybko przeszło i można było się dalej zachwycać kilometrami pięknego klifu tylko tym razem już trochę wolniej 😛

Po kilometrze drogi coraz częściej zaczynały się rozwidlać. Z reguły wybieraliśmy te bliżej morza, ale było w tym sporo ryzyka. Co jakiś czas morze głębokimi lejami wdziera się w ląd. I przy każdym takim wcięciu musieliśmy pokonać stromy zjazd w dół do poziomu morza i zaraz po nim stromy kamienisty podjazd z powrotem na klif. W wielu takich zagłębieniach były piękne plaże w których kwitła dzika turystyka. Jakieś namioty, grille i naprawdę fajne klimaty. Przez resztę wyprawy żałowaliśmy, że jeden z noclegów nie wypadł nam właśnie w takim miejscu.

Po kilku stromych podjazdach i przejechaniu przez naprawdę wielkie i głębokie kamienie (które Jarek na pamiątkę woził między szprychami) postanowiliśmy tak ostro nie ryzykować i odjechaliśmy trochę od morza zagłębiając się w dzikie stepy. Po 4 kilometrach GPS krzyczy, że mijamy właśnie fajne miejsce które w zimie zaznaczyłem na mapie.

Tym fajnym miejscem był wrak statku Święta Katarzyna który osiadł na mieliźnie tuż przy klifie. Więc skierowaliśmy się z powrotem w stronę morza na poszukiwanie skarbów. Statek znajdował się w tak malowniczym miejscu, że spędziliśmy na łażeniu po skałach ponad pół godziny. Spoglądając wzdłuż wybrzeża widać było szereg zjazdów i podjazdów o których wcześniej wspominałem.

41 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dziwna budowla na brzegu morza Kamienie w szprychach
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stepy Tam na szczycie stoi Jarek
45 46
Widok wzdłuż brzegu morza Wrak świętej Katarzyny


Gdy spojrzeliśmy na zegarki była już pora obiadowa więc z bólem stwierdziliśmy, że musimy przewinąć część stepów i skierowaliśmy się w stronę Olenivka w celu konsumpcji jakiegoś żarełka. Trafiliśmy do małej knajpki prawie na końcu miasteczka gdzie kelnerka zakochała się w Jarka BMW. Widać, że ten znaczek działa na Ukrainki 😛 Jarek dał się namówić na przewiezienie jej po czym ruszyliśmy w dalsze zwiedzanie stepów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kelnerka z restauracji Jarek je owoce morza


Tym razem wjechaliśmy na dość mocno turystyczną część stepów na której było sporo zarówno turystów pieszych jaki i tych jeżdżących samochodami. Do tego po drodze było trochę atrakcji takich jak jaskinie, świątynie, wojskowe stacje radarowe i takie tam podobne.

49 50
Wspólne zdjęcie na stepach Świątynia na samym brzegu klifu


Niestety po 5 godzinach zabawa ze stepami dobiegła końca. Ponieważ na ten dzień w planach było jeszcze zwiedzenie opuszczonego lotniska, łaźni i wielu innych atrakcji, a na koniec dojechanie do oddalonego o ponad 150km Bakhchysaraiu więc musieliśmy odpuścić sobie przytoczone powyżej atrakcje i po raz kolejny „przewinąć” trochę drogi skupiając się na tym by udało nam się przed zmrokiem znaleźć nocleg w kanionie. Co później okazało się bardzo słuszną decyzją której akurat w momencie podejmowania bardzo żałowaliśmy.

Tak więc ruszyliśmy już asfaltami na północ. Droga w miarę ładna, prosta szybka i tak nużąca, że nagle ze wspomnień minionej zabawy na stepach wybrudził mnie alarm GPS. Dałem ostro po hamulcach i ze zdziwieniem patrzę na GPS który sygnalizuje, że przejechaliśmy zjazd. Myślę sobie „Ale jak to się stało, przecież po drodze mijaliśmy tylko kilka prywatnych zabudowań.”. Wracamy powoli do miejsca w którym powinniśmy zjechać. Stajemy przed jakąś bramą, a ja nadal z niedowierzaniem parzę na GPS który pokazuje, że mamy jechać prosto przez bramę. No to OK. Jak tak każe to jedziemy. Okazało się, że to nie brama, a pozostałość po wspomnianej wcześniej naziemnej instalacji gazowej. Ze zdumieniem patrzyliśmy na to co się ukazywało naszym oczom zaraz za magiczną bramą. Nagle mała uliczka którą jechaliśmy zamieniła się w dwupasmową jezdnie z dzielącym przeciwne pasy ruchu pasem zieleni. Dookoła opuszczone budynki, droga dziurawa i mocno zaniedbana. W niektórych miejscach przez asfalt przebijała się trawa i dość duże krzaki niczym z filmu „Jestem legendą”.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dziwna brama która nas zmyliła


Po wyjechaniu z miasta duchów wjechaliśmy na piękną asfaltową przelotówkę w stronę stolicy Krymu na której z czasem pojawił się duży ruch samochodów osobowych i ciężarówek więc w miejscowości Chobotarka uciekliśmy na mniejszą drogę licząc na to, że skrót który znalazłem w trakcie przygotowań istnieje i jest dla nas przejezdny gdyż nie mieliśmy zamiaru przedzierać się przez mało ciekawą stolicę.

Po dojechaniu do miejsca w którym zaczynał się skrót widzieliśmy przed sobą tylko jedną drogę. Lecz gdy zaczęliśmy nią jechać na GPS widziałem, że coraz bardziej zbaczamy z wyznaczonego kursu. Robiło się coraz później, a my coraz dalej od celu, ale nie mieliśmy już większego wyjścia droga ładna i fajna to jechaliśmy przed siebie w trakcie przestawiłem GPS na funkcję kompasu. Nawigując na azymut udało się nam wyjechać w miejscu w którym planowaliśmy.

Mieliśmy już 9 godzin jazdy za sobą. Powoli robiło się ciemno więc zrobiliśmy szybko zakupy i na mapie wyczailiśmy jakiś kemping w kanionie. Stwierdziliśmy, że rezygnujemy z zaplanowanych jeszcze na dzisiaj jazd terenowych i staramy się rozbić jeszcze przez zmrokiem. Do znalezionego kempingu pozostało nam tylko 4km więc ruszamy. 1,5km asfaltem pokonujemy bardzo szybko, ale nie miało nam pójść wcale tak łatwo. Asfalt się kończy GPS mówi prosto tylko problem w tym, że prosto wcale nie ma żadnej drogi. Więc skręcamy w lewo, tam taż jej nie ma. To się wracamy i w prawo. Tym razem znaleźliśmy jakąś drogę prowadzącą w górę. Po kilometrze droga zaczęła znikać i zanim się obejrzeliśmy staliśmy na środku łąki, a przed nami tylko pas drzew. Zsiadłem z motocykla i poszedłem zobaczyć co jest za drzewami. Przed pasem drzew znalazłem drogę i już byłem zadowolony, ale jak wyjrzałem za drzewa to aż mnie zamurowało. Ujrzałem tam piękny widok na wielki kanion choć niestety kempingu nie było widać. Ciemno się robi więc wracamy szybko do motocykli i jedziemy dalej. Po chwili mijamy po lewej stronie kawałek wiarę płaskiego terenu i decydujemy się tu zatrzymać. Z naszego obozowiska był fantastyczny widok na cały kanion, lecz mimo tego nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. GPS w ogóle nie miał tej części mapy.

52 53
Nasze motocykle na łące Widok za wspomnianych drzew


Jarek szybko znalazł miejsce na ognisko. Co śmieszniejsze w pełni przygotowane, wyłożone kamieniami i z przygotowanym chrustem. Ja poszedłem tylko poszukać kijków na kiełbaski i tego wieczora mieliśmy bardzo przyjemny wieczór z pogawędkami przy ognisku, na szczycie góry, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji.

Najzabawniejsze, że po powrocie do domu i obejrzeniu śladu nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Okazało się, że GPS miał rację i powinniśmy byli wtedy jechać prosto w krzaki zamiast szukać drogi, bo zaraz za tymi krzakami była droga. Po drugie rozbiliśmy się dokładnie w miejscu w którym na mapie był zaznaczony kemping i to by tłumaczyło przygotowane miejsce na rozpalenie ogniska.

54
Obozowisko na szczycie góry

PrzygotowaniaDzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5 – Dzień 6 – Dzień 7Dzień 8Dzień 9Dzień 10Dzień 11Dzień 12Dzień 13Dzień 14Dzień 15