Dzień 7 – Skalne miasta i zagubione skarby – 100 km

PrzygotowaniaDzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6 – Dzień 7 – Dzień 8Dzień 9Dzień 10Dzień 11Dzień 12Dzień 13Dzień 14Dzień 15


Plan na ten dzień był bardzo obszerny. W związku z tym postanowiliśmy wstać wcześniej tak, żeby dojechać do miasta o godzinie 9. To udało się zrealizować zgodnie z planem, ale tego dnia jak zwykle nie udało się zrealizować całego planu i było dużo przewijania oraz oczywiście nie obeszło się bez przygód.

Po przejechaniu pierwszych kilkuset metrów naszym oczom ukazał się Monaster Uspieński po drugiej stronie kanionu. Był to nasz pierwszy cel na dzień dzisiejszy. Pięć kilometrów do Bachczysaraju przejechaliśmy bardzo szybko i o 9 staliśmy już na parkingu przed Monasterem. Parking jest free jeśli się skorzysta z tatarskiej restauracji zlokalizowanej tuż obok. Ponieważ i tak musieliśmy gdzieś zjeść obiad zadeklarowaliśmy się, że zanim zabierzemy maszyny wstąpimy do restauracji. Pan parkingowy przechował nam przy okazji ciuchy i kaski byśmy nie musieli z nimi chodzić. Przebraliśmy się na lekko i ruszyliśmy na zwiedzanie Monasteru.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widok na Monastyr z naszego obozowiska Droga do Bachczysaraju


Monaster Uspieński jest klasztorem Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny zbudowanym wewnątrz góry więc nie omieszkaliśmy zajrzeć do środka. Od razu nas upomniano, że nie wolno tam fotografować, a szkoda. W pierwszej komnacie odbywało się jakieś nabożeństwo. Postaliśmy chwilę i poszliśmy dalej. Po schodach weszliśmy na górę, gdzie była sala z kolumnami. Trwała tam jakaś ceremonia. Przed kapłanem stało sześcioro wiernych z tym, że nasza uwaga skupiła się na jednym z nich. Za każdym razem gdy wykonywany był znak krzyża chłopakiem rzucało jak by ktoś mu mocno przywalił w klatkę piersiową. Kilka razy mało się nie przewrócił. Miotało nim na wszystkie strony, byliśmy z lekka przerażeni ale i zafascynowani tym zjawiskiem. Długo staliśmy i patrzyliśmy się najprawdopodobniej na opętanego i wykonywane egzorcyzmy.

Po wyjściu z Monasteru złapaliśmy busa który za 2 hrywny wozi turystów do Pałacu Chanów. Na te 2km nie opłacało nam się ruszać maszyn z parkingu.

57 58
Chaty przy monasterze


Kompleks pałacowy Chanów Krymskich zlokalizowany jest w centrum Bachczysaraju. W czasach swojej świetności pałac zamieszkiwało większość Chanów Krymskich. Do dzisiaj zachowała się zaledwie ¼ kompleksu. Zwiedziliśmy Muzeum Historii i Kultury Tatarów znajdujące się w głównym pałacu oraz część modlitewną.

59 60
Pałac chanów Buciki dla Jarka


Po powrocie z pałacu poszliśmy do wspomnianej wcześniej restauracji. Knajpa była w stylu tatarskim. Po całej posesji rozrzucone były małe niskie stoliki pod daszkami. Szybko znaleźliśmy jeden wolny i zamówiliśmy najbezpieczniejszą potrawę czyli szaszłyki.

61 62
Restauracja w Bachczysaraju


Na parkingu zaczepił nas gość proponujący zaprowadzenie pod same drzwi skalnego miasta za 100 hrywien. Odmówiliśmy gdyż w domu sam znalazłem tą drogę i miałem ją dobrze przygotowaną w GPSie. Więc ruszamy. Droga nie była najlepsza, po dużych luźnych kamieniach dość ostro pod górę. Po drodze wypadła nam z bagażu butelka z wodą. Gdy zatrzymaliśmy się i przekrzykiwaliśmy z góry schodził jakiś Pan. Jak tylko nas usłyszał rzucił torby i zaczął biec w naszą stronę. Był to Polak od dawna mieszkający na Krymie i tęskniący za ojczyzną. Popłakał się z radości rozmowy z krajanami. Pochodzi z Wieliczki co można by było powiedzieć wcale z nim nie rozmawiając ponieważ zdradzał go napis na czapce „I love Wieliczka”. Żyje na Krymie z bardzo skromnej emerytury wynoszącej 300 hrywien miesięcznie. Marzy mu się przyjazd do Polski. Nawet ma zaproszenie od Polskiego Radia lecz nie stać go na paszport kosztujący ponad 3000 hrywien. Długo z nim rozmawialiśmy, a na koniec daliśmy mu 100 hrywien. Chłop nie chciał przyjąć. Zarzekał się, że on nie żebrak. Że on chciał tylko z nami porozmawiać w ojczystej mowie. Na koniec udało się mu jakoś te pieniądze wcisnąć. Popłakał się i życzył nam szczęśliwej podróży. Wsiadamy na motocykle i ruszamy dalej.

Na parędziesiąt metrów przed skalnym miastem zatrzymaliśmy się na krawędzi urwiska. Fantastyczne miejsce na zrobienie sobie zdjęć. Szybko wyciągam aparat robimy co zamierzaliśmy pakujemy się i ruszamy dalej. Parę metrów później słyszę brzdęknięcie. Pomyślałem, że może to kamień uderzył o silnik, ale dźwięk był jakiś taki inny i nie dawał mi spokoju do samego skalnego miasta. Gdy zaparkowaliśmy motocykle i chciałem wyciągnąć z kufra aparat okazało się ze nie mam nigdzie kluczyków i się wyjaśniło czym był ten dziwny odgłos. Niewiele myśląc pobiegłem w miejsce gdzie najprawdopodobniej je zgubiłem, ale nie znalazłem. Trudno. Całe szczęście z domu zabrałem zapasowe. Wróciłem pod skalne miasto i weszliśmy do środka.

Chufu Kale to miasto twierdza wybudowane w VI wieku. Ostatni mieszkańcy opuścili to miejsce na przełomie XIX/XX wieku. Bardzo szybko stało się ciekawostką turystyczną. Po przejściu przez bramę kupiliśmy bilety i wyżaliłem się strażniczce, że zgubiłem kluczyki od motocykla jak by to miało mi w czymś pomóc. Na domiar złego zaczęło kropić. A składając wszystkie niepowodzenia do kupy okazało się, że w tym dniu na terenie skalnego miasta kręcą jakiś film i połowa miasta jest zamknięta dla zwiedzających. Podobno w filmie grała jakaś Polska aktorka i część ekipy gadała po Polsku. Korzystając z okazji, że kręciło się tam dużo ludzi w przebraniach z epoki świetności miasta robiliśmy sobie z nimi klimatyczne zdjęcia. Zwiedziliśmy kilka chat. Niektóre miały nawet po 2 piętra, oczywiście w dół, wydrążone w skale.

63 64
Widok z drogi do skalnego miasta Brama do Chufu Kale
65 66
Ekipa filmowa Jarek z filmowym statystą
67 68
Widok na wąwóz z okna jednej z chat.


Gdy wychodziliśmy z miasta w bramie powiedziano nam, że znalazły się moje kluczyki i, że za pół godziny je przywiozą. Gość z kluczykami pojawił się dopiero po ponad godzinie na do datek był to ten sam gość który proponował nam zaprowadzenie nas pod bramę skalnego miasta. Więc było do przewidzenia, że za zwrot kluczyków zażąda sobie 100 hrywien. Trudno ważne, że się odnalazły.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Szczęśliwy po odzyskaniu kluczyków


Straciliśmy dużo cennego czasu, a chcieliśmy zobaczyć jeszcze muzeum Floty Czarnomorskiej i delfinarium na którym bardzo zależało Jarkowi. Z przykrością musiałem mu powiedzieć, że raczej nie mamy szans dotrzeć na czas do delfinariom, a tym bardziej zobaczyć delfinarium i floty czarnomorskiej. Choć sam już w głowie obmyślałem jak zrobić, żeby jednak się udało. Spojrzałem na GPS i było oczywiste, że to nie możliwe, ale… my nie damy rady? Szybko na motocykle i ruszamy do Sewastopola.

W godzinę zrobiliśmy po górach i ciasnych zakrętach 60km i wyrobiliśmy się na 2 minuty przed pokazem w delfinarium. Jarek był zaskoczony bo myślał, że sobie to odpuściliśmy. Choć z żalem musieliśmy przewinąć Inkerman i skalną bramę.

Po wejściu do delfinarium od razu zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Nie tak sobie to wyobrażaliśmy. Na widowni siedziały same dzieci, a w malutkim baseniku skakały sobie foki, ale w programie były też delfiny. Więc poczekaliśmy. Obejrzeliśmy fajny pokaz z 3 delfinami i ruszyliśmy w poszukiwaniu muzeum Floty Czarnomorskiej.

70 71
Delfinarium/td>


Gdy znaleźliśmy muzeum byliśmy po raz kolejny rozczarowani. Muzeum zamknięte z powodu remontu. Obeszliśmy dookoła i porobiliśmy sobie zdjęcia z eksponatami znajdującymi się na terenie po czym postanowiłem, że zejdziemy na dół skarpy zobaczyć samą flotę. Chyba nie zostało jej wiele bo ledwo naliczyliśmy kilka statków. Z rozczarowaniem wróciliśmy do motocykli przechodząc jeszcze obok pomnika zatopionych okrętów i robiąc zakupy. Czas uciekać z tego wielkiego miasta nad błękitną lagunę w poszukiwaniu jakiegoś noclegu.

72
Muzeum floty czarnomorskiej
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pomnik zatopionych okrętów Radzieckie pojazdy wojskowe


Po dojechaniu do Fiolent stanęliśmy na bardzo wysokim klifie i dole widzieliśmy ludzi schodzących do laguny. Zapytani ludzie stojący niedaleko powiedzieli nam, że schodzi się tam z pół godziny i, że można tam rozbić namioty. Taka opcja odpada bo nie zostawimy motocykli na górze poza tym za pół godziny było by już bardzo ciemno. Cud zesłał nam gościa który niedaleko miał do wynajęcia pokoik. Jarek wziął go na plecaka i ruszyliśmy. Po chwili zameldowaliśmy się w niedużym pokoiku rozpakowaliśmy, szybko zjedliśmy małą kolację i ruszyliśmy nad lagunę z nadzieją, że tym razem będzie ciepła woda i da rade się wykąpać.

Po morderczym zejściu kolejne rozczarowanie. Woda jeszcze zimniejsza niż ta na stepach. Tylko Jarek się przemógł i wykąpał. Na plaży nocowali różni ludzie, większość turystów, ale byli tutaj też ludzie którzy wyglądali na stałych mieszkańców plaży. Coś w stylu jakiś koczowników. Brudni i mieszkający w szałasach na skraju plaży. Wypiliśmy po piwie i wróciliśmy do pokoju.

Nasz gospodarz okazał się muzykiem i na najwyższym piętrze domu akurat prowadzili nagrania. Z miłą chęcią poszliśmy sobie posłuchać tego małego koncertu, a później padliśmy zmęczeni spać. To był bardzo wykańczający dzień, a szykowały się przed nami jeszcze bardziej męczące.

76 77
Błękitna laguna Nasze motocykle nad laguną
78 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Koncert Domek w którym spaliśmy

PrzygotowaniaDzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6 – Dzień 7 – Dzień 8Dzień 9Dzień 10Dzień 11Dzień 12Dzień 13Dzień 14Dzień 15